Laotanczycy wstaja bardzo rano, a ich kury jeszcze wszesniej. Tak się zlozylo że nie opodal naszej chatki znajdowal się kurnik i od 4 rano koguty dawaly niezly koncert.
Razem z cala rodzina zjedlismy sniadanie. Najstarszy pan, glowa rodziny, byl na tyle mily, że chciala nas zawiesc do Vientian zebysmy oddali skutery i zabrali bagaze, i z powrotem do nich przyjechali. Niestety nie moglismy już sobie pozwolic na taka goscinnosc, bo i tak już było nam glupio za to co dla nas zrobili.
Po czulych pozegnaniach wsiedlismy na skutery i ruszylismy do Vientian. Gdzie czekaly na nas nasze pokoje, wczesniej już zarezerwowane. Szybki prysznic i co by jeszcze wykorzystac ostatni dzien posiadania skuterow, postanowilismy pojechac do wodospadow z drugiej strony stolicy.
Przebic się przez miasto nie jest trudno. Powiedzmy tak jak przez Warszawe w niedzielne popoludnie. W ogole Vientian na tle innych stolicy blednie, tzn nie ma nic szczegolnego. Panuje ogolny chaos. I tak jak przez wyjazdem czytalam na innych plogach, że to po prostu bardziej rozbudowana "wies", to stwierdzam, że mogę się z tym zgodzic. Ogolnie miasto wyglada jakby było zlozone z kilkunastu czesci nie koniecznie do siebie pasujacych.
No ale niespelna 30km odcinek między centrum a wodospadem pokonalismy dosc szybko. Docierajac nad wodospad poczulismy lekki niedosyt. To co ujrzelismy to po prostu jakis zart. No dobra jeśli woda spadajaca z 50cm wysokosci jest wodospadem to ja nie protestuje, no ale prosze, litosci. Ja bym nawet nie zaznaczala tego na mapie jako cos atrakcyjnego.
Po powrocie wyskoczylismy na kolacje nad Mekong i tu porpostu smak suma przechodzi najsmielsze oczekiwania. Ja osobiscie zjadlam dwa na kolacje i poczulam się spelniona. Polecam goraca pania z rybami z grilla na mekongiem niedaleko szpitala. Cena Sumika to 5.000 kip do tego pepesi w szklanej butelce 3.000kip.