Rano oddajemy skutery i pomimo licznych zniszczen,ktorych dokonalismy, wypozyczalnia nie zauwaza niczego. Decydujemy się na autobus przez granice o 12.40 i jako że jest niedziela placimy 17.000kip a nie 15.000kip jak w normalny dzien.
Na granicy okazuje się że trzeba zplacic jeszcze oplate wyjazdowa 9.000 kip albo 40 batow.
Przejaz przez most przyjazni tajsko-laotanskiej, w ktory wklad okazuje się też miec Australia, i już jestesmy po stronie tajskiej i wszystko się zmienia.
Wystarczy wejsc do byle jakiego sklepu, nie mowiac już o naszeje ulubionej sieciowce "7eleven", a tam pelne polki zachodnich produktow w normalnych i przystepnych cenach.
Pociag do Bangkoku mamy o 19:15, wiec wycieczka na miejscowy rynek jest obowiazkowa. Zakupilam chuste, co by moc się czyms okryc na plazy. Smazony makaron na obiad za 20 batow, czyli przypomnijmy 2 zl. Targowanie z panem tuk tukarzem, co szczerze mowic wchodzi mi już w krew, i tak że 160 batow jaki mam zaplacic za przejaz z dworca autobusowego na kolejowy wychodzi 80, co się pozniej okazuje jest ponizej nawet normalnego kosztu przejazdu.
Prysznic na dworcu za 10 batow i już tylko nasz ulubiony nocny sypialniany pociag do Bangkoku.