Pobudka o 6. Pakowanie, wymeldowanie, tuk tuk na dworzec, autobus do Udumxai. Autobus nalezy do gatunku bardzo lokalnych. Bagaze pakowane na dach. Dodatkowe miejsca dla siedzacych to po prostu stolki rozstawione w przejsciu.Wraz z jednym, mocno smierdzocym alkoholem australijczykiem jestesmy jedynymi turystami. Jako że trafilo nam się wszystkim siedziec na koncu, jestesmy nie lada atrakcja dla lokalnych siedzacych przed nami.
Oudômxai jest dosc niewielkie i raczej jestesmy jedynymi turystami. Mamy problem z wymiana pieniedzy bo jest sobota i wszystkie urzedy sa zamkniete.
Pomaga nam jeden pan, z najbardziej luksusowego hotelu w tym miescie, Wymieniamy pieniadze u pani ktora sprzedaje zloto i nie robi zadnego problemu z tym.
Miasteczko polozone jest bardzo malowniczo. Najwieksze wrazenie robi swiatynia polozona na wzgorzu. Spedzamy tam troche czasu bo znow zaczepia nas mnich ktory ma ochote pocwiczyc swoj angielski. Zaprasza nas nastepego dnia na rozmowe gdyz dzis jest zajety budowa wiaty.
p.s. zdjec narazie nie bedzie bo chinskie komputery odmawiaja wspolpracy z moim czytnikiem kart. postaram sie jak tylko dojedziemy w bardzie przyjazne miesce.
Przesylam buziaki Mamie i Tacie... usciski dla Dziadkow bo slyszalam ze tez podobno czytaja.
Wadyn wymien kuwete sznurkowi =)
no i oczywiscie buziaki dla wszystkich tam w polsze