O 13.00 mielismy autobus z Chiang Mai do Chiang khong. Jo Jo wlasciciel gust house ("chada's house") w ktorym mieszkalismy przez dwa dni zalatwil nam bilety i jeszcze tuk tuka ktory dowiuzl nas na dworzec autobusowy. Autobus w miare normalny z kilmatyzacja.(350 batow). Jak na tajlandie bardzo malo turystow: my, Christine z San Francisco, Jhonny z Irlandi i dwoch francuzow Arthur i Thomas. Autobus dociera do misteczka na granicy na 21. Na przystanku jedna pani oferuje nam korzysne ceny, takie same jak mielimy u Jo Jo w Chiang Mai. Wszyscy razem zgadzamy się na to. niestety warunki nie sa zbyt fajne. Z wierzchu wszystko wyglada ladnie i klimatycznie. Fajny domek polozony nad samym mekongiem. Niestety nasz pokoj nie grzeszy czystoscia. W drzwiach sa szpary przez ktore przerlatuja komary, moskitier jest niezbedna, a w lazience jest mega wielki gekon i ropucha przy toalecie. Zjadamy kolacje lna miejscu, wymieniamy doswiadczenia z francuzami i irlandczykiem. Oczywiscie wszyscy kojaza polske z tym że się duzo pije i nasz prezydent zginol w katastrofie lotniczej. Spanie nie nalezy do najprzyjemniejszych. Ale chociaż jest chlodno.