Zdecydowanie najlepsze z miejsc jak do tej pory. Nawet to ze jest sporo turystow mi nie przeszkadza.
Dojechalismy o 6 rano, co po informacji od pana z Guest Housu w ktorm sie ztrzymalismy nie jest jeszcze takim duzym spoznieniem.
Miast jakby wymarle, wlasciwie to troche przypominalo mi Zakopane. Wilgotnosc jest mniej odczuwalna niz w BKK.
Przechodzimy sie troche po miescie w poszukiwaniu jakiegos noclegu. Pijemy kawke w McDonalds (to z przyzwyczajenia). Znajdujemy nocleg w Chada's House. Cena 100 batow za osobe w pokoju cztero osobowym, lazienka prywatna, wifi za darmo(choc troche powolne), a internet na kompie 15 batow.
Wychodzimy na miasto ogranac co i jak, no i okazuje sie wracamy po 8 godzinach, a jest dopiero 14, ja z bluzka i sukienka, no i generalnie wszystcy zadowoleni. Szybki prysznic i planujemy pojsc cos zjesc i jakis masaz. Szukajac fajnej knajpki natrafiamy na swiatynie w ktorej zagaduje nas jeden mnich, ktory wlasnie uczy sie literatury angielskiej z 17 wieku i prosi nas o pomoc w rozumowaniu tekstu. Wychodzi na to ze gadamy z nim ze 3 godz. i robimy sie na tyle glodni ze postanawiamy sie z nim umowic na nastepny dzien, a tym czasem cos zjesc.
Po przejsciu przez mega duzy niedzielny market uliczny, wracamy w rejon naszego Guest Housu i zjadamy pyszny makaron smazony z krewetkami za 35 batow =)
p.s. Mamo wciaz zyje!!!