Okolo 12 jestesmy na miejscu, a tu potworny deszcz. Ceny taksowek i tuk tukow sa dosc duze. Musimy przejechac jakies 15km. Do glowy znow przychodzi nam wynajecie skuterow i okazuje się że się da. Dwa skuterki na 4 dni za 500 batow. Ja z Pawlem i plecakami ruszamy na poszukiwanie bungalowow na plazy. Co do konca nie jest latwe po przejsciu kilku miejsc, szybko orientujemy się że na plazy jest bardzo cicho (co jest plusem), ceny sa dosc wysokie jak na "poza sezonem" i brak turystow, a warunki nie powalaja. Ostatecznie, po 3 godzinach szukania trafiamy do malego osrodka z kilkoma bungalowami na samej plazy i bardzo dobrym jedzeniem w restauracji. Cena po utargowaniu 350 batow za domek. Generalnie wszedzie jest tak, że podaja cene normalna i zaraz tak żeby nikt nie slyszal podaja cene "specjalna dla ciebie".
Zostawiamy plecaki i wracamy na przystan po dziewczyny. Wracajac nasza plaza okazuje się totalnym rajem. Nie dosc że nie ma turystow to jeszcze wszedzie dookola pada, a tu suchutko. Palmy, zwireczek na plazy, cieple morze, widok na deszczowa Koh Phan Gan, shaki że swirzych owocow. Zyc nie umierac.